There's always something in the way
There's always something getting through
But it's not me, it's You,
It's You.
Sometimes ignorance rings true
But hope is not in what I know
Not in me, it's in You,
It's in You.
It's all I know /x3
I find peace when I'm confused
I find hope when I'm let down
Not in me, but in You
It's in You.
I hope to lose myself for God
I hope to find it in the end
Not in me, in You
In You.
It's all I know /x3
In You /x4
There's always something in the way
There's always something getting through
But it's not me, it's You,
It's You...
Wieczorne smutki i smuteczki powracają..;/
To by było na tyle dzisiaj. Miałam być systematyczna- nawaliłam, miałam być obowiązkowa- nawaliłam, miałam się bardziej starać- nawalam. Coraz bardziej. Wszystko robię nie tak, jak bym chciała. Nie tak, jak powinnam. Może lepiej po prostu już się na dzisiaj zamknę, wyłączę ten komputer i pójdę czytać pod ciepłą kołdrą. Nic więcej mi nie potrzeba na dzisiaj.
Takie tam emo żalenie się blogu. Chore, paskudne, głupie, durne. Ehhh...
Właśnie do rąk wpadła mi typowa, polska gazeta. Tym razem to "Flesz". Już sama nazwa mówi całkiem sporo o poziome, jaki owo czytadełko prezentuje. Na okładce zdjęcie Małgorzaty Sochy i wielki, kolorowy napis "Co się dzieje z Małgosią?". Przepraszam bardzo, ale od kiedy redaktorzy są z nią na ty? A skoro nie są, to z jakiej racji tak piszą? Delikatny nietakt moim zdaniem.
Otwieram gazetę. Co widzę na samym początku? Ogromną reklamę, która zajmuje dwie strony. Ciekawy początek, nie powiem, że nie. Po przewróceniu kartki znowu reklama. Tym razem zajmuje jedną stronę. Hmmm... może by tak trochę je ograniczyć? Rozumiem, że na tym się zarabia, ale ludzie drodzy, to jest już lekka przesada! Idziemy dalej. Wreszcie nie ma reklamy! Pominę ogromy wprost nagłówek o treści "[TO JEST] flesz". Rozumiem, że ma on za zadanie przypominać, co przeglądamy (bo czytaniem to się tego nazwać nie da) w tej chwili, w razie gdybyśmy zapomnieli spojrzeć w dolny róg którejkolwiek kartki i przeczytać drukowanymi literami napisane słowo flesz. Cóż, przynajmniej gazeta jest dobrze oznakowana i nikt nie będzie miał wątpliwości, co do jej nazwy.
Artykuł zajmuje trzy strony, z czego 3/4 to zdjęcia. Znowu ogromna reklama na całą stronę. Następnie coś, co miało za zadanie imitować artykuł- 6 ogromnych zdjęć kobiet ubranych w swetry lub spodnie w gwiazdki i pięć, dokładnie pięć zdań. Jestem pod wrażeniem poziomu czasopisma. Oczywiście nagłówkiem jest informacja, jak dwutygodnik się zwie. Dalej cała strona butów i reklama.Potem reklama. Potem, uwaga, uwaga... znowu reklama! Następnie kilka nieciekawych, kilkuzdaniowych "artykułów, kolejna porcja reklam, zdjęcia "gwiazd" o których nigdy nie słyszałam. Opis wielkiej kłótni między Mikołajem Krawczykiem a Anetą Zając, stek bzdur prawdopodobnie wymyślonych przez autora, znowu reklama, co-nieco o księciu Harrym.
A następnie, uwaga... flesz kultura! Tak, taka rubryka też jest w tym pisemku! Co w niej znajdziemy? Kilka zdań na temat filmu "Druhny", coś do czytania, nowości DVD i dobrą muzykę. Co się do niej zalicza? Gusttavo Lima.Jak taką komercję można zaliczyć do kultury?
Co jeszcze znajdziemy w gazecie? Lekcję stylu w wykonaniu flesza, trochę ciuchów, zdjęcia kilku gwiazd, których nie znam, porady dotyczące makijażu, zdrowia i urody, trochę przepisów, jakieś kosmetyki i porady. O dziwo znalazło się też miejsce na porady dotyczące umeblowania i zaprojektowania pokoju. Dorzućmy do tego jeszcze garść zdjęć z "czerwonego dywanu", wywiad z Katarzyną Zielińską, horoskop, krzyżówkę i kolejne reklamy. I tyle.
Podsumowując- w gazecie nie ma nic, co zasługiwałoby na uwagę. Ani jednego ambitnego tekstu, nic oryginalnego czy też innowacyjnego. Gazeta jak gazeta. Nie lubię takich.
Ludzie dorośli często oczekują od nas różnych rzeczy. Pomijam już coś tak oczywistego, jak dobre oceny czy też porządek w pokoju. Mam na myśli coś, czego nie da się pokazać w tak prosty i fizyczny sposób. Mówię o zaufaniu, posiadaniu odpowiedniego ich zdaniem światopoglądu i systemu wartości, odpowiednich planów na życie, odpowiednich marzeń i zachowań. Czy sami odpłacają się tym samym? Nie. Takie jest moje zdanie na ten temat. Dlaczego?
Oczekują od nas zaufania i otwartości. Szczerości i braku kłamstw. Co dają w zamian? Kompletnie nic. Kontrolują nas kiedy tylko mogą, za nic mając fakt, że nieraz to bardzo boli. Nie zawsze są szczerzy, często nie mówią nam praktycznie nic, albo tylko niewielką część prawdy. Czasami o ich planach względem nas dowiadujemy się w ostatniej chwili. Jak można otwierać się przed człowiekiem, którego wbrew pozorom się nie zna? I dla którego jest się totalnie obcą osobą. Jak można mu ufać, skoro nic się o nim nie wie? Nie wiem, być może tylko ja mam taki problem. Być może jest to moja wina. Cóż, nie mam pojęcia.
Dlaczego tak ciężko jest przełamywać barierę pokoleniową? Może wynika to z faktu, że druga osoba najzwyczajniej w świecie tego nie chce? Może uznaje, że tak jest prościej, lepiej. Po prostu dobrze. Jeśli patrzy się na to z punktu widzenia dorosłego, to taki punkt widzenia wydaje się być całkiem prawdopodobny. Dowodów na to jest bardzo dużo. Smutna prawda jest taka, że czasem na pewne zmiany jest już po prostu za późno. Bo odpowiedni moment już po prostu bezpowrotnie minął, nawet nie wiadomo kiedy. Prześliznął się przez palce i rozpłynął w dalekiej, nikogo nie obchodzącej przeszłości. Przykre.
Wracając jednak do początku. Czego jeszcze oczekuje się od nas? Spokoju, rezolutności, opanowania i odpowiedzialności, jednocześnie nie dając jakiejkolwiek szansy, żeby tą odpowiedzialność udowodnić i tym samym zrobić pierwszy krok w stronę zbudowania wzajemnego zaufania. Pff, marzenia. Nie ma takiej opcji. Cóż za niedorzeczny pomysł.
Oczekiwanie ciągłej zmiany na lepsze, bez względu na to, ile kroków w tą stronę już się wykona jest raczej demotywujące niż zachęcające. Zapewne dla wielu dorosłych ta zmiana wydaje się być oczywista. Sami już dawno zapomnieli, że kiedyś też byli młodzi. Zgasił ich wiek. Lata, które minęły nie spełniając ich młodzieńczych oczekiwań i nie przynosząc tego, czego oczekiwali. Lata, które wepchnęły ich gdzieś w środek systemu i sprowadziły do roli niewiele znaczących pionków. Ale czy z naszym życiem musi być tak samo? Każdy powinien mieć szansę dojść do pewnych wniosków samemu, przekonać się na własnej skórze, jak wygląda życie. Nie można całego swojego czasu spędzić pod "ochronnym" kloszem.
Być może to wszystko wynika z troski, chęci ochrony przed resztą świata i zawodami. Ale nie powinno się to odbywać za wszelką cenę. To jest moje życie, moje wybory, moje błędy, moje decyzje. I to ja będę ponosić ich konsekwencje. To ja w dorosłości będę wybierać, co chcę robić, na jakie iść studia, gdzie pracować. To ja będę opierać się na bazie, którą teraz tworzę. Nie ktoś inny. Dlatego to ja powinnam mieć wpływ na to, co robię. A nie mieć wyznaczony kierunek życia i realizować cudze ambicje. Tkwi we mnie za dużo niezależności, żeby się na to zgodzić. Nawet jeżeli to ja sama na tym stracę. Będzie to moja sprawa.
Daj mi wybrać kierunek własnego życia i ścieżkę, którą chcę podążać. Nie zmuszaj mnie do niczego. Daj mi wolność wyboru, czym chcę się zajmować i co robić.
Dość często zastanawiam się, pewnie jak każdy, dlaczego nasze życie
wygląda tak, a nie inaczej. Dlaczego musimy je tak sobie komplikować na
miliony sposobów. Przecież zaczynaliśmy od podstaw, tak jak psy, koty,
konie, małpy i wszelkiego rodzaju inne zwierzęta. Mieszkaliśmy sobie nie
wiadomo gdzie, robiliśmy co chcieliśmy, byleby tylko przetrwać. I
podejrzewam, że było nam wtedy znacznie lepiej. Nie tworzyliśmy sobie
barier, przeszkód nie do pokonania, sztucznych problemów, ograniczeń i
tak dalej.
Nie mówię, że ambicje
są złe albo zupełnie mi obce. Ale mógł to zrobić w inny sposób. Ale
człowiek, jak to człowiek, musiał być najmądrzejszy i wiedzieć wszystko
najlepiej. Uznał się za lepszego od innych i koniecznie musiał to
pokazać. Już nie wystarczało mu zabijanie, żeby przetrwać. Musiał zacząć
zabijać dla rozrywki, bawić się życiem i śmiercią. Chore... Ale na tym
się nie skończyło. Wciąż było mu mało. Musiał zniewalać kolejne gatunki
zwierząt i wykorzystywać je do swoich celów. W końcu on jest ważniejszy i
jemu się należy. Ale nawet to było mało. Chciał wciąż więcej i więcej. I
chce nadal.
Po zwierzętach przyszedł czas na ludzi.
Człowiek niszczył człowieka, zabijał, palił dobytki, okradał. Bo
przecież jemu się należy. Tego też było mało. Dążono do dyskryminacji,
do uznania pewnych ras za lepsze od innych. I, po jakimś czasie, tak się
stało. Ludzie byli, i często są nadal, klasyfikowania za kolor skóry
lub też pochodzenie. Zupełnie jakby od tego cokolwiek zależało albo
mieli na to wpływ. Dochodzi do chorych wręcz problemów, powstawały nawet
klany niszczące odmiennych ludzi. Bo odmienność była zła, tępiona,
niepożądana.
Mimo tego wszystkiego, człowiekowi
nadal było mało. Musiał doprowadzić do jawnej i oczywistej dominacji
jednej rasy nad inną. Skończyło się to tragicznie. Chyba każdy to wie. A
mimo tych wszystkich niepowodzeń i ewidentnych znaków, że w takich
poglądach jest coś nie tak, one nie ustają. Chyba najlepszy dowód na
bezmyślność człowieka.
Idąc dalej, człowiek chciał jakiejś
stałej w swoim życiu. Czegoś, do czego mógłby się odwołać zawsze i
wszędzie. I wymyślił sobie, że takim czymś będzie nie kto inny jak Bóg.
Idea wspaniała, efekt oczywiście tragiczny. Dlaczego? Bo skoro Bóg ma
być podporą naszego życia, każdy musi w niego wierzyć. I każdy, rzecz
jasna, musi wyznawać tą samą wiarę. Kolejny pretekst do dyskryminacji i
prześladowań. Wspaniały pomysł, muszę przyznać....
Dla
mnie, może to banalne, ale podporą i podstawą życia są przyjaciele i
bliscy, do których zawsze mogę się zwrócić ze wszystkim. Tylko że tacy
ludzie muszą być odpowiedni. Szczerzy i prawdziwi.
Takich znajomych życzę Wam z całego serca ;3 Klik
Witam ponownie. Dzisiaj miałam zamiar napisać wesołą, pozytywną notkę. No właśnie, miałam zamiar. Wystarczyło, że weszłam na facebooka i nagle trafił mnie szlag. Nie wiem, czy tylko ja mam takie odczucia, czy też może nie jestem jedyna. O czym mówię? Już wyjaśniam.
Powodów do irytacji mam bardzo wiele i z pewnością nie dam rady opisać ich wszystkich w jednej notce. Ale zacznijmy od początku:
--> Funpage. Całkiem niezła sprawa. Są różne, najróżniejsze. Niektóre dostarczą informacji na interesujący nas temat, inne rozbawią, wzruszą, zachęcą do refleksji. Jeszcze inne to po prostu zbiór zdjęć ładnych dziewczyn bądź przystojnych chłopaków. Ale to, co mnie nieziemsko irytuje, jest robienie z siebie profesjonalistów. Czy może raczej pseudoprofasjonalistów? Cóż, to już oceńcie sobie sami.
O czym dokładnie mówię? O tysiącach, jeśli nie o milionach pustych dziewczynek, które próbują być kimś na ich ukochanym fejsbuczku. Zakładają sobie funpage o nazwie [imię i nazwisko] photography i uważają się za profesjonalistki. Na dole zdjęć dodają podpis i wrzucają. Ja się pytam po co? Czy to daje im cokolwiek poza świadomością, że nieziemsko denerwują innych? Podnoszą sobie tym samoocenę? Są inne sposoby i gorąco polecam z nich korzystać. Tyle na ten temat.
--> Pseudomądrości życiowe umieszczane na portalach pokroju kwejk.pl, besty.pl itp. Z reguły umieszczane tam przez znudzone, puste nastolatki. Irytują mnie okropnie. Zastanawiający jest też fakt, jak takie coś w ogóle przechodzi na główną? Przecież to nie jest ani ciekawe, ani śmieszne ani fajne. Nudne, bezsensowne i bzdurne. Takie jest moje zdanie na ten temat. Nie wiem, jak ktoś, kto ma lat naście, może pisać tego typu teksty i uważać, że poznał już życie na wylot. Wielu dorosłych ludzi ono wciąż zaskakuje. Więc nie kupuję fenomenu tych tekstów.
--> Dodawanie swoich zdjęć i podpisywanie ich "boże, jaka jestem gruba i brzydka" lub podobnie i czekanie na falę komplementów. Jesteś gruba, brzydka i nikomu się nie podobasz? Zachowaj to dla siebie, nic mnie to nie obchodzi. Większość komentarzy pod takim zdjęciem będzie napisane tylko po to, żebyś wreszcie się zamknęła. Oczekiwanie komplementów po takim tekście jest po prostu żałosne i nigdy tego nie zrozumiem, Są inne sposoby na dowartościowanie się.
--> Dodawanie swojego zdjęcia i oznaczanie tam 50 osób tylko po to, żeby owe zdjęcie zlajkowały i skomentowały. To tak totalnie bez sensu, że aż brakuje mi słów, żeby to opisać. Czy ilość lajków w jakikolwiek sposób wpływa na życie realne autora zdjęcia? Nie. Czy zmieni jego kontakty z innymi ludźmi? Nie. No więc po co na litość faraona to robi?!
--> Opisywanie na tablicy całego swojego życia, uczuć i przemyśleń. Od tego są pamiętniki, blogi i tego typu rzeczy, na pewno nie tablica na fejsie! Co mnie obchodzi, że właśnie zjadłaś pizzę, albo że czujesz, że świat jest beznadziejny i wszystko się wali? Odpowiem. Nic. Facebook to nie miejsce, na tego typu przemyślenia, zwłaszcza, jeśli w szkole czy na spotkaniach nie widać nic. Bycie emo wyszło już z mody.
Dobra, starczy na dzisiaj. Miłego wieczoru Wam życzę :3
Przed przeczytaniem notki polecam obejrzeć filmik, bo właśnie na jego temat mam zamiar się rozpisać.
Wpadł mi w ręce zupełnie przypadkowo i tak zbulwersował, że musiałam zmazać to, co do tej pory natworzyłam i zacząć od nowa. O czym? O bezmyślności stacji takich jak Viva Polska i niezwykłym "fejmie" polskich gwiazd, które są znane z tego... no właśnie, z czego one są znane?
Zacznijmy od tych "wielkich" sław, które wypowiadają się w powyższym filmiku. Kim oni są? Osobiście kojarzę tylko Aleksandrę Szwed z Rodziny zastępczej. A co z resztą? Czy ktokolwiek w ogóle wie, kim oni są? No i do czego doszli? Jak wysoko zaszli, że oceniają innych, znanych już na całym świecie. Albo kim jest ten blondyn/ta blondynka. Przepraszam bardzo, ale widzę ją/go pierwszy raz w życiu, a spędzam naprawdę dużo czasu w internecie, gdzie, chcąc nie chcąc, trafiam od czasu do czasu na portale plotkarskie. Czy ta blond istota jest znana tylko z tego, że do końca nie wie, kim chce być? W ogóle co to jest za stworzenie, jakiś nowy wynalazek ludzkości? Trochę chyba nieudany... Nie tylko pod względem wyglądu (btw. może chodziło tu o oryginalność- jeśli tak, to chociaż to się udało), ale również sposobu wysławiania się. Przytoczę może tutaj jakieś górnolotne zdanie tej wytapetowanej twarzyczki: "Takie dzieciaki bardzo, ile mają lat? Po dwanaście?"
Da fuck?! po raz kolejny. Jakie 12? Wszyscy są pełnoletni, pozazdrościć wiedzy, z jaką idzie się do telewizji poplotkować o gwiazdach. Szkoda tylko, że nie ma się o nich zielonego pojęcia.
No i jak to w ogóle brzmi? "Takie dzieciaki bardzo". Czy nasz język ewoluuje w tak zastraszającym tempie, że ja po prostu nie nadążam, czy też to coś nie umie nawet poprawnie mówić? A jeśli nie umie, to co przepraszam bardzo robi w telewizji? Macha rękami jak wiatrak i trzepie farbowanymi blond włoskami na prawo i lewo? Chyba to nie powinno wystarczać do wypowiadania się o zespołach zza granicy. No ale przecież to Polska. Przejdźmy zatem dalej. Kolejny smaczek uroczej blond kukiełki:
"Pojedynczo jesteście beznadziejni, razem jesteście zajebiści"
Dlaczego na antenie używa się słów pokroju "zajebiści"? Czy to ma być takie"cool"? To nie jest podwórko w śródmieściu, tylko stacja telewizyjna. Potem niech się wszyscy dziwią, dlaczego młodzi Polacy są tacy niewychowani, chamscy i nie potrafią mówić bez wulgarnych wstawek. Ale skoro włączają telewizję i słyszą taki język od kogoś, kto jest rzekomo gwiazdą, to dlaczego nie mieliby bezmyślnie owej istoty naśladować?
Pomijając słownictwo, co to jest za stwierdzenie? Gdyby byli tacy beznadziejni, to jakim cudem przedostaliby się przez przesłuchania X-Factor? Przecież poszli tam osobno, przed występami nie znali się. Ale nie, wymalowany blond wynalazek z przyszłości wie lepiej.
"Oni się trochę męczą w tych wszystkich ubraniach, kamizeleczkach, Ralphah Laurenach..."
Znowu wypowiedź jakże lotnego dziwacznego stworzenia. Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że jest to chyba osobnik płci męskiej. Ale zaraz, zaraz... coś się w takim razie nie zgadza... Czemu on się tak wymądrza na temat wygody i stylu siedząc w... tak, miniówce! I to takiej, której nie założyłoby większość dziewczyn. Coś chyba jest nie tak...
Zagłębiłam się trochę bardziej i dowiedziałam się, że kolejną komentującą "gwiazdą" jest Honey. Swoją drogą, jakże dobrany pseudonim artystyczny. Otóż owa przesłodzona dziewczyna z pogardą w głosie stwierdza, że widziała, jak jeden z chłopaków nakładał sobie hennę na brwi. No i co z tego? Gdyby to powiedziała jeszcze jakaś naturalna dziewczyna, ok, mogłoby mieć jakieś uzasadnienie, ale na litość boską, mówi to ktoś, kto sam siebie nazywa miodkiem i ma na twarzy 100 kilogramów tapety! Znowu coś się nie zgadza...
Polskie gwiazdeczki najpierw twierdzą, że wszyscy wyglądają tak samo (tak, przecież każdy facet w garniturze jest taki sam), a następnie stwierdzają, że w zespole jest murzyn, chłopak z dredami, dwóch białych i jeden zostaje pominięty. Kto z tej piątki jest murzynem? Bo może to po prostu ja jestem daltonistką i nie rozróżniam kolorów. Ale który ma dredy? Tym tekstem już dobili mnie do reszty. Jak można wygadywać tak niestworzone bzdury na temat, o którym się nie ma pojęcia? Co więcej, jak można puszczać taki chłam w telewizji? Jeszcze jedno- jak można coś takiej w owej telewizji oglądać? Jak można płacić ludziom zapewne grube pieniądze, za wymyślanie takich głupot?
Kończąc post dochodzę do wniosku, że program Viva Pudelek to stek bzdur, niepotwierdzonych domysłów lansowanych na siłę Polaków i jedno wielkie ścierwo. Nie widzę sensu oglądania ani kręcenia tego typu rzeczy. Nie wiem, kto to ogląda ani po co to robi. Nie wiem, chyba boję się zgadywać, jakie programy będą emitowane w telewizji za 10 czy 20 lat. Polskie media staczają się coraz niżej i coraz szybciej. To tyle na dzisiaj. Klik
Tak, obiecywałam sobie, że będę dodawać notki codziennie i od samego startu mam opóźnienia. Zawsze spoko!
Zastanawiam się właśnie, po co to szkół został wprowadzony projekt. Co to ma być?! Nie rozumiem całego tego pomysłu. Nie rozumiem, po co nam coś takiego... Bo chyba zostało to wymyślone dla nas, czyż nie?
Jestem w trzeciej, ostatniej klasie gimnazjum. Chyba mam wystarczająco dużo lekcji i nauki w domu. Ale nie, do szczęścia potrzebny mi jeszcze projekt! Sztuka dla sztuki. Wspaniale :3
Ale już trudno, za niedługo wreszcie się skończy i będzie święty spokój. Oby do prezentacji.
Dzisiejszy dzień miał być jednym z tych gorszych. Ostatnio budzę się rano z nastawieniem na nie. Nie wiem czemu, drażni mnie to i demotywuje, a nie ma uzasadnienia w życiu i moim otoczeniu. Co najmniej dziwne zachowanie, zwłaszcza dla mnie. Łatwo się denerwuję, rozpraszam, Echh.
Ale dzisiaj miało nie być mojego Olcza. Więc miałam uzasadnienie dla kiepskiego humoru z rana. Oczywiście szkolna ekipa załatwiła sprawę. Kocham Was <3. I nawet Olczuś się zjawił na projekt :3. Żyć nie umierać!
Jak wyglądałoby życie bez najbliższych mi ludzi? Wolę sobie nawet nie wyobrażać. Oni stanowią moją podstawę, bez nich nie jestem w stanie wytrzymać jednego dnia. Razem spędzamy bardzo dużo czasu, gadamy na każdy temat, nie mamy przed sobą tajemnic. Prawdziwa przyjażń to coś pięknego, szczerze współczuję ludziom, którzy nie doświadczają jej na codzień.
Większość nas, gimnazjalistów, narzeka, jak to strasznie chodzić do szkoły. Niewątpliwie jest w tym trochę prawdy, ale wszystko ma swoje wady i zalety. A zalety szkoły są wprost nieocenione- tam spotykamy rówieśników, kandydatów na najbliższych ludzi. Ja spotkałam dokładnie takich ludzi, jakich potrzebowałam. Tego życzę wszystkim, którzy do takich ludzi jeszcze nie dotarli :)
Ten pierwszy post jest zawsze najtrudniejszy, przynajmniej dla mnie. No bo co ja mam tu napisać? Siema, jestem Ola i mam 15 lat? Przeciętne, zwykłe, nudne, żałosne. Nie lubię takich notek. Nie lubię ich pisać, czytać, komentować. Dlaczego? Bo nic w nich nie ma. A chyba nie o to chodzi. Chyba nie zakłada się bloga tylko po to, żeby pieprzyć o sobie. Przynajmniej moim skromnym zdaniem. Tak więc nie będę nic takiego wypisywać.
We wstępie zatem witam Was wszystkich tutaj <o ile ktokolwiek wejdzie> i zapraszam do częstych odwiedzin. Tyle na dzisiaj.